najlepsze ‘journal prompts’ dla samorozwoju

Ja i journaling jesteśmy jak przyjaciółki, które mieszkają w dwóch osobnych krajach. Nie zawsze jesteśmy ze sobą na bieżąco, ale kiedy już się widzimy to funkcjonujemy tak jakbyśmy nigdy się nie rozstały. To bardzo pokrętna metafora tego, że mimo iż journaling jest dla mnie niezwykle pomocnym narzędziem to zdarza mi się odkładać długopis na tygodnie, a nawet miesiące i kompletnie o nim zapominać. Jednak za każdym razem gdy w moim życiu pojawia się abnormalna dawka stresu, duża decyzja do podjęcia lub personalny dylemat to pisanie jest moim pierwszym odruchem.

Na samym początku miałam opory przed prowadzeniem dziennika. Wydawało mi się, że jest to swego rodzaju performance, udawanie, bo przecież zanim coś napiszę to muszę o tym pomyśleć, przeredagować każde zdanie 10 razy w głowie. Taka już moja artystyczna dusza, że nie mogłam się przemóc żeby wypluć z siebie coś brzydkiego. Moje wpisy w dzienniku były zawsze dobrze skonstruowane, podzielone na akapity, pisane teatralnym wręcz językiem. Tak jakby ktoś inny miał je przeczytać i na tej podstawie wystawić mi ocenę z journalingu.

Odpuszczenie tej presji było dla mnie dość trudne, ale poradziłam sobie w bardzo nieoczywisty sposób. Ustalałam sobie różne reguły dla każdego wpisu. Jeden pisałam w poprzek kartki, następny bez żadnych znaków interpunkcyjnych, przed rozpoczęciem kolejnego wykonałam na kartce kilka randomowych bazgrołów, a potem pisałam omijając je.

W ten sposób nauczyłam się przerzucać na papier “potok myśli”. Pisać wszystko co przyjdzie mi do głowy dokładnie w takiej formie w jakiej się pojawia. Może się to wydawać mniej uporządkowanym procesem, ale w rzeczywistości pomaga mi opisywać moje emocje dużo bardziej trafnie, niż kiedy miałam czas na przeintelektualizowanie ich.

Kiedy jednak nie mam ochoty na “potok myśli”, a czuję, że jest sprawa, którą chciałabym sama ze sobą przegadać na papierze sięgam po jedne z moich ulubionych "journal prompts”.

To pytania, które możesz sobie zadać, które pozwolą ci na rozpoczęcie głębszej konwersacji ze sobą i przeanalizowanie swojego podejścia. To kilka moich ulubionych:

Jaki jest na ten moment najmniejszy krok, który mogę zrobić, który przybliży mnie do osiągnięcia konkretnego celu?

Jak wygląda dzień osoby, którą chciałabym być? Jakie czynniki powstrzymują mnie od życia w ten sposób?

Jakie rzeczy mogą uratować mój dzień jeśli zaczęłam go w złym nastroju? (taka lista może okazać się bardzo przydatna w przyszłości)

Jakich cech szukasz u potencjalnych partnerów, przyjaciół? Czy ty sama masz wszystkie te cechy?

Jakie były twoje małe i duże sukcesy w tym miesiącu? Czy dałaś sobie czas na celebrowanie ich?

Przelewanie myśli na papier to oczyszczające doświadczenie; uwalnia naszą głowę od nadmiaru tłoczących się pytań i wątpliwości. Jednak moim zdaniem największa korzyść z journalingu przychodzi po czasie. Czasem po godzinie, czasem następnego dnia kiedy mogę ponownie przeczytać to, co napisałam wcześniej pod wpływem emocji lub z stanie podwyższonego stresu - tym razem ze spokojną głową.

To analizowanie moich wpisów i wyciąganie z nich lekcji (zauważanie wzorców zachowań, schematów i własnych błędów w postrzeganiu sytuacji) daje mi najwięcej autorefleksji.

Previous
Previous

obliczanie deficytu kalorycznego

Next
Next

gluten na odchudzanie?